 |
fot. NeONBRAND |
Kiedyś usłyszałam takie zadanie: „Nie dostałem się tam, gdzie chciałem, pójdę na teologię.” Brzmi to w taki sposób, jakby teologię studiowali ludzie, w którzy nie dostali się na wymarzony kierunek i z braku pomysłu na studia i życie, poszli na teologię. Osobiście nie spotkałam człowieka, który motywował by studiowanie tego kierunku, w taki sposób, który opisałam powyżej.
Prawda jest taka, że świadomie wybrałam ten kierunek do studiowania. Nie tylko dla samego zdobywania wiedzy (dla samej siebie), ale od początku z zamiarem prowadzenia katechezy w szkole. Wierzę jednak, że od samego początku to nie był mój pomysł na życie. Stał się „moim” planem dopiero w czasie pierwszej katechezy w szkole średniej, na której katechetka przedstawiała nam zasady współpracy na lekcji religii. Była to tak zwana „lekcja organizacyjna”.
Głęboko wierzę, że to właśnie na tej lekcji przeżyłam swoje osobiste Zesłanie Ducha Świętego i po tej lekcji wiedziałam, że chcę być katechetką (nawet wtedy nie wiedziałam, że istnieje taki kierunek, jak teologia). Wiedziałam , że chcę „uczyć religii”, bo zawsze zastanawiam się, kto kogo uczy na tych lekcjach. Po drodze były liczne perypetie, ale one umacniały mnie w podjętej decyzji. To moje głębokie przeświadczenie, które miałam w sercu, a które wierzę, że jest od Boga trzymało mnie na tych studiach, gdy zastanawiałam się na sensem uczenia się niektórych rzeczy.