fot. Alexa Mazzarello
Ostatnio
(mam wrażenie), że wśród osób starszych – świeckich i duchownych panuje jakieś
dziwne przeświadczenie, że młodzi ludzie się nie modlą. Następuje pytanie o
poranny i wieczorny pacierz lub niezłe „kazanie” w powyższym temacie, że warto
już teraz zacząć się modlić, kiedy całe życie jest przed Tobą, a nie jak
będziesz na emeryturze.
Osobiście mam raczej inne doświadczenie
w temacie powyżej i co innego też widzę wokół siebie (podzielcie się swoim). Znam
młodych ludzi, którzy modlą się – rano i wieczorem, ale także w ciągu dnia –
chcąc trwać w Chrystusie. Planują dzień tak, żeby znaleźć czas na modlitwę.
Jest to dla nich ważne.
Oczywiście znam też ludzi, którzy „nie czują” potrzeby, żeby się modlić (chociaż
tak naprawdę nie wiem, jak jest rzeczywiście, ale zdarza mi się słyszeć
otwarcie wypowiedziane takie stwierdzenie). Czasami trudno się dziwić. Bo
dlaczego miałabym czuć potrzebę rozmowy, czy spotkania z kimś, z kim od
najmłodszych lat nie rozmawiałam, z kim nie mam żadnej relacji? Logiczne, że
gdy nie rozmawiamy, nie spotykamy się ze sobą w sposób naturalny kontakt się
urywa. Takie „znajomości” myślę, że każdy z nas zna ze swojego życia.
Dlaczego jednak
nie warto odkładać modlitwy do emerytury?